Wczoraj był Dzień Dziecka.
Ponieważ Aśka chodzi do punktu przedszkolnego (bez opłat), a nie do typowego przedszkola, jak jest planowana jakaś impreza to każdy musi przynieść jakieś picie i słodycze. Czy próbowaliście kiedyś ustalić z dzieckiem przed wejściem do sklepu, co kupicie? Z naszą córką wystarczy w drodze do sklepu ustalić jaki sok kupujemy, co do słodyczy trzeba sie dłużej zastanowić. Ale jak już podjęła decyzję, w sklepie było tylko "gdzie sok jabłkowy, gdzie pianki?". Na nic innego nie spojrzała i gotowa była wyjść. Naprawdę jak mamy mało czasu, czy nawet z ciekawości, warto zrobić taki eksperyment z dzieckiem. Mnie się bardzo spodobał.
Co do samego święta dzieci, nie będę się chyba rozpisywać, bo dla mojej córki święto było już tak od soboty, bo wtedy dostała od moich rodziców rower, babcia jeszcze wydziergała na szydełku poncho. W poniedziałek była z mamą w sklepie i naciągnęła ją na lalkę tak a'conto dnia dziecka a wczoraj dostała jeszcze spódnicę od cioci, plecak słodyczy od wujka i taką matę do pisania wodnym flamastrem od drugich dziadków. A na dokładkę dziś naciągnęła nas na "fryty". Tydzień Dziecka? Zaa moich czasów niemożliwe...
córki
czwartek, 2 czerwca 2011
czwartek, 26 maja 2011
norma
Panna nam ożyła. Antybiotyk robi swoje. Widać, że młoda jest osłabiona, bo wieczorem pada spać bez zbędnych dyskusji, śpi do ósmej, czyli już osiągamy standard. W weekend, jak jeszcze miała gorączkę, to nawet o piątej wstawała, pomijając nocne pobudki na przebranie się i pić. Chodziliśmy na rzęsach, bo młoda od dawna przesypia noce. Dzisiaj nawet zaczęła trochę lepiej jeść. W weekend jedziemy do moich rodziców, babcia już planuje, co ugotować wnuczce. po tygodniu choroby tyłek ma o połowę chudszy, babcia się załamie. W domu laska jada średnio, jak jesteśmy u dziadków standardowo zjada przez weekend dwa konie z kopytami i uprzężą. Może po prostu nie chce obciążać nam budżetu domowego a dziadków na bezczela obżera? Zawsze to jakiś pomysł, nasze dziecko jest bardzo oszczędne. Spytana, co chce dostać na Dzień Dziecka, powiedziała że paczkę kolorowych żelków. Po co żeśmy jej zamawiali prezent???
poniedziałek, 23 maja 2011
kuj...
W niedzielę było lepiej, mimo wszystko dziś poszliśmy do lekarza. Od lekarza trafiliśmy do CZD na badania. Powiedziałem Asi, że będzie miała pobieraną krew. Już nie pamiętała, jak to jest, bo jak była malutka takich badań miała całą masę. Miała oczywiście mnóstwo pytań, czy będzie bolało, czy będę z nią w gabinecie, jak pani jej będzie robić "kuja" igłą... Trochę się bałem, jak to będzie, ale była dzielna. Oczywiście płakała, ale nie aż tak bardzo. Wytłumaczyliśmy jej, że taki "kuj" to rana wojenna i powód do dumy. Co prawda mama po ostatnim pobycie w szpitalu ma dwie takie rany wojenne, ale jedna też jest ważna. Potem poszliśmy z wynikami jeszcze raz do lekarza i musiała pokazać panu doktorowi swoją ranę. Powiedziała, że bolało tylko trochę. Jaki jest plus chodzenia do lekarza mężczyzny z dziewczynką? A taki, że przed facetem się popisuje i go podrywa. Od razu zdrowsza. Poza tym doszliśmy do wniosku, że całą chorobę i "złą krew" zabrał "kuj",bo od razu humor się poprawił po pobraniu. Tylko siły opadły, bo jak się tam błąkaliśmy po CZD to nóżki i brzuszek bolały z wysiłku i musiałem ją nosić na rękach.
Te ostatnie dni to spora huśtawka. Najbardziej wczoraj i dziś, bo wcześniej źle się czuła i nie schodziła z kolan. Wczoraj i dziś już było inaczej, bo jak tylko spadała jej temperatura, to humor się poprawiał i była naprawdę fajna, a potem tak z sekundy na sekundę wszystko się waliło- był płacz i "przytulić do mamy..."
Mamy nadzieję, że po dziś przepisanych lekach będzie już tylko lepiej
Te ostatnie dni to spora huśtawka. Najbardziej wczoraj i dziś, bo wcześniej źle się czuła i nie schodziła z kolan. Wczoraj i dziś już było inaczej, bo jak tylko spadała jej temperatura, to humor się poprawiał i była naprawdę fajna, a potem tak z sekundy na sekundę wszystko się waliło- był płacz i "przytulić do mamy..."
Mamy nadzieję, że po dziś przepisanych lekach będzie już tylko lepiej
sobota, 21 maja 2011
gorączka
Chyba nie ma nic gorszego w domu, niż chore dziecko. Właśnie mamy za sobą dwa dni i dwie noce walki z gorączką. Młoda jest rozdrażniona, płaczliwa, awanturnicza, obrażalska i strasznie biedna. Jak ma kryzys to leży na mamie i się trzęsie z zimna. Nie je, trochę pije, nic jej się nie chce. Naprawdę żal patrzeć na tę naszą małą kupkę nieszczęścia. Dobrze byłoby w tym wszystkim wiedzieć, co jej jest. Lekarz kazał obserwować a my od wczoraj żyjemy od Ibufenu do Ibufenu. Objawów nie przybywa. Jakoś wcale nam te obserwacje nie zmieniają obrazu sytuacji. Chyba będziemy w niedzielę szukac lekarza. bo żal patrzeć jak się maluch męczy.
środa, 18 maja 2011
krówki
Nie mamy wanny, tylko prysznic. Dlatego chodzimy z Aśką na górę, do dziadków, żeby ją wykąpać. Weszło już w zwyczaj, że jak się wybieramy na górę to ktoś rzuca hasło- kto pierwszy na górze, ten dostanie od babci krówkę. A babcia ma krówki z firmy WAWEL, na których są zawsze jakieś złote myśli. Dzisiaj znalazła napis "entliczek, pentliczek, krówek słoiczek". Niewiele myśląc Młoda dorzuciła- "na kogo wypadnie, ten grubszy będzie". Potem zmieniła lekko treść i przez cały wieczór było "entliczek, pentliczek, krówek słoiczek, na kogo wypadnie, ten większy będzie". Zgodnie z wyżej wyznawaną zasadą dopominała się o dużo krówek, nie przyjmując do wiadomości, że wolelibyśmy, żeby była duża od mięsa i innych wartościowszych rzeczy niż krówki. Wartości odżywcze takiej krówki są na pewno nieocenione.
ENTLICZEK, PENTLICZEK....
ENTLICZEK, PENTLICZEK....
wtorek, 17 maja 2011
nareszcie w domu
No to mam moje baby obie w domu. Starsza pojechała dziś do szpitala, po południu ją odebrałem. Czuje się dobrze. Córeczka, co prawda od trzech dni opowiada coś o spaniu z babcią, ale jakoś nie dochodzi to do skutku. Rano, jak się obudziła, zdziwiła się trochę, że nie ma babci (tak jak wczoraj, kiedy odwoziłem żonę), potem dopiero zauważyła, że nie ma mamy. Trochę opowiadała w ciągu dnia, że chce do mamy, ale nie było już tak jak wczoraj. Wczoraj mocno przeżyła pójście mamy do szpitala. Później nie chciała się już od niej odkleić. Dzisiaj było już bardziej "typowo". Dorośleje nam dziewczyna, nawet w trudnych sytuacjach.
poniedziałek, 16 maja 2011
córeczka mamusi
Zawiozłem dziś żonę do szpitala. Trzy godziny nudów w kolejce do Izby Przyjęć i nic. Nie przyjęli jej. Jutro powtórka z rozrywki, podobno na pewno ją przyjmą. Nic nie załatwiliśmy- ani w szpitalu, ani w pracy. Jutro będzie podobnie, pojutrze może będę musiał zostać z nią w domu, nie wiadomo jak się będzie czuła. Tylko Aśka się ucieszyła z naszego powrotu. Przy okazji mi też się dostało trochę miłości od niej. Zawsze taka córeczka mamusi- tylko mamę kocha, do mamy się przytula i za mamą tęskni. A dziś- uwiesiła mi się u nogi i mówi- Teskniłam za tobą tatusiu. Oczywiście najpierw ten tekst poszedł do mamy. Wieczorem się już wykłócała, że jest cała mamy a nie moja. Musiałem ją przekonać, że jak mnie dusi i jak się wygłupiamy to jest bardziej moja. W końcu to po mnie skacze i ze mną się siłuje. Jak się kładę na łóżku i mówię, że będę odpoczywał i nie wolno mi przeszkadzać, naszemu dziecku natychmiast zapalają się diabełki w oczach i wskakuje mi na brzuch. Wtedy zaczynają się harce. Łaskawie się zgodziła. Córeczka mamusi!!!! A wszyscy mówią, że córeczki są takusiowe... Ciekawe które?
Subskrybuj:
Posty (Atom)