Byliśmy od wczoraj do dziś u moich rodziców. Babcia kupiła wnukom pistolety na wodę. Oczywiście rano musieli nas oblać po gołych nogach. Później, jak się zrobiło ciepło na dworze, w ruch poszły balony na wodę, konewki z piaskownicy i jeszcze raz pistolety. Były piski, śmiechy i bieganie. Dziewczyny nawet wymyślały sobie piosenki o lanym poniedziałku. Młoda była przeszczęśliwa, gołym okiem widać, że brakuje jej rówieśników "na podwórku". Trochę później narzekała, że się nie "dobawiła", ale moja siostra z dzieciakami już wyjechała. Mama powiedziała, że jak tylko wyjedziemy za bramę, Aśka uśnie. Tak też się stało. Dzień zakończyła stwierdzeniem, że fajny ten lany poniedziałek.
A ja tak po tym lanym poniedziałku, siedzę sobie i myślę. Jak patrzę na moją siostrzenicę (prawie 5,5 roku) i na Aśkę (ponad 3,5), to widzę dwie papużki nierozłączki. Są prawie tego samego wzrostu (Aśka jest minimalnie niższa), podobnej budowy i wyglądają na równolatki. Dopóki Aśka się nie odezwie, naprawdę nie widać między nimi różnicy. Nasza panna zamiast K mówi T, zamiast G mówi D, a R nie mówi. Oczywiście K i G umie powiedzieć, ale nie mówi, w związku z czym brzmi bardziej dziecinnie. Z czasem to się wyrówna... A wracając do moich przemyśleń- szkoda, że nie mieliśmy drugiego dziecka wcześniej, równolatkom w dzieciństwie jest się łatwiej dogadać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz